W ostatniej chwili tego nadzwyczaj oryginalnego filmu, jakim jest "Pukajac do nieba bram" Thomasa Jahna, dwójka śmiertelnie chorych młodych mężczyzn, którzy zbiegli ze szpitala, by zaryzykować
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
W ostatniej chwili tego nadzwyczaj oryginalnego filmu, jakim jest "Pukajac do nieba bram" Thomasa Jahna, dwójka śmiertelnie chorych młodych mężczyzn, którzy zbiegli ze szpitala, by zaryzykować przygodę, znajduje chwilę na refleksję i sporządzają listę swoich osobistych życzeń. Na czele listy Martina Bresta (Til Schweiger), chłopaka z niemożliwym do zoperowania guzem mózgu olbrzymich rozmiarów, jest zakup modelu Cadillaca, jaki Elvis Presley kupił kiedyś swojej matce. Marzeniem z natury bardziej powściągliwego Rudiego Wurlitzera (Jan Josef Liefers), który cierpi na nieuleczalną odmianę raka kości, jest uprawiać seks z dwoma pięknymi kobietami jednocześnie. Ten mocno zainspirowany popkulturą film zaczyna się ostrą, metaliczną wersją "I will survive" w wykonaniu skąpo przyodzianego zespołu z miejscowego burdelu, a kończy tytułowym "Knockin’ on heaven’s door" Boba Dylana. Ciekawostką dla wtajemniczonych jest również nazwanie przez Liefersa głównych bohaterów postaciami z rzeczywistego świata - Rudolph Wurlitzer to współscenarzysta filmu, a Martin Brest to reżyser takich hitów jak "Joe Black" czy "Zapach kobiety". Do czego te wszystkie odwołania zmierzają? Odbijają one zamiłowanie Liefersa do amerykańskiej kultury popularnej i do pełnych aluzji gier słownych. "Pukając do nieba bram" to jeden z najbardziej popularnych niemieckich filmów z wyższej półki końca lat 90., przypominający klimatem stare dobre filmy drogi (zwłaszcza te o przyjaciołach, którzy zmuszeni są uciekać przed przeciwnościami losu przez cały kraj). Kwintesencją filmu jest wiadomość, która zaskakuje dwóch głównych bohaterów filmu - Martina, aroganckiego buntownika i Rudiego, bardziej ostrożnego chłopaka. Wiadomość, że wisi nad nimi wyrok śmierci. Zamiast marnować czas w salach szpitalnych, obaj postanawiają nawiać przeznaczeniu. Uciekają samochodem, który okazuje się odjechanym modelem mercedesa, własnością miejscowego gangstera. W połowie drogi w bagażniku tego cuda Rudi i Martin znajdują metalową walizkę z niczym innym, jak tylko z milionem dolców w gotówce! Aby było ciekawiej, po drodze zdążyli już popełnić kilka drobnych przestępstw. "Pukając do nieba bram" to jeden wielki, komiczny pościg, w którym Martin i Rudi są ścigani zarówno przez mafię, jak i policję i którym, poprzez serię sprytnych uników, udaje się w końcu prysnąć. Błędne mniemanie policji, że Rudi jest przetrzymywany przez Martina w charakterze zakładnika działa jedynie na ich korzyść. Małpowanie przemocy rodem z amerykańskich filmów sięga ekstremum, gdy radiowozy falami zalewają samochód uciekinierów, wystawiając lufy pistoletów z każdego możliwego okna. Namiętność wobec wszelkich "amerykanizmów" nadaje "Pukając do nieba bram" pewien sentymentalny urok. Strzelanina, będąc rodem wyjętą z kreskówki, sprawia wrażenie, jak byśmy patrzyli na grupkę dzieci bawiących się w wojnę przy pomocy dmuchanych pistoletów. Pomijając ich westernowską brawurę, ani Martin, ani Rudi nie wydają się być wielkimi twardzielami. Kiedy odkrywają gotówkę w bagażniku, zaczynają rozdawać ją ludziom przypadkowo spotkanym na drodze. Zapomnijcie o Elvisie i seksie grupowym: ich ostatecznym i prawdziwym marzeniem okazuje się ujrzeć ocean, nim umrą. Bezwzględnej powłoce filmu nie udaje się ukryć sentymentalnego przesłania: że najważniejszą rzeczą w życiu jest po prostu być i móc zobaczyć ostatni i najpiękniejszy ze wszystkich zachód słońca.