Muszę przyznać, że to film dość specyficzny ale, przynajmniej jak dla mnie, niezwykle intrygujący. Każda z historii tych tytułowych "Dziewięciu kobiet" niesie za sobą ciekawe przesłanie i odkrywa ludzkie słabości. Miałam jednak problem z dogłębnym zrozumieniem dwóch historii: Sonii i Lorny i byłabym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś zechciał podzielić się tutaj, na forum, swoimi przemyśleniami :) Nie chciałabym wysuwać pochopnych wniosków.
Jednak co zatrzymywało Sonię przy Martinie? To przecież człowiek nieliczący się z jej zdaniem, zdający się być egoistą.
A sama historia Lorny chyba najbardziej mnie wzburzyła. Nie wiem jednak, czy takie było zamierzenie reżysera, czy może właśnie czegoś z tej opowieści nie wychwyciłam.